Dwie wersje

Ostatnio natknęłam się na swoje stare zdjęcie i naszło mnie na wspominki. Dokładnie widziałam różnicę, ale nie tylko z zewnątrz. Największa przemiana była jednak od środka.

Kiedy patrzę na zdjęcie po prawej stronie to dokładnie pamiętam, że:

byłam zagubiona, traktowałam siebie “bylejak” i takie też relacje tworzyłam, czułam się beznadziejnie w swoim ciele, wciąż próbowałam je ulepszać, zmieniać, korzystałam z diet, ćwiczeń na siłowni. Żeby poprawić sobie nastrój kupowałam nowe buty, torebki, ubrania – niezliczone ilości. Kiedy to nie pomagało wtedy zmieniałam swój wygląd, kolor włosów, paznokcie miałam zawsze ładnie zrobione u kosmetyczki, czasami rzęsy i tak w kółko…

Po co to robiłam?

Myślałam, że będę atrakcyjniejsza i będę się lepiej czuła kiedy zapewnię sobie regularne wizyty u kosmetyczki i fryzjera, bo przecież dbanie o siebie to teraz must have.

Myślałam, że kolejne ubrania i gadżety zapewnią mi poczucie pewności siebie i będzie mi lepiej.

Myślałam, że wyjście na imprezę to rozrywka, a w rzeczywistości to była częsta ucieczka od tego co wymagało dużej zmiany.

Myślałam, że dbanie o swój wygląd zewnętrzny to droga do lepszego samopoczucia.

Życie weryfikowało moje przekonania coraz bardziej boleśnie. W pewnym momencie diety przestały działać, wręcz przeciwnie – miałam wrażenie, że wciąż puchnę i nie mogę nic z tym zrobić! Ze względu na częsty stres spowodowany liczeniem kalorii i kontrolą jedzenia pojawił się problem z zajadaniem emocji (trwanie na diecie w tym czasie mijało się z celem). Ćwiczenia na siłowni przestały sprawiać mi przyjemność, tylko wmawiałam sobie, że muszę się motywować, żeby wyglądać lepiej, ale prawda była taka, że nie miałam ani siły ani ochoty na żadną aktywność fizyczną.

Krótko mówiąc uzależniałam swoje “bycie” albo “nie bycie” ładną od środowiska na zewnątrz, od diety, ćwiczeń, kosmetyczki, fryzjerów, opinii innych ludzi. Okropne uczucie.

Myślałam, że poczucie, że nie jestem wystarczająco atrakcyjna i dobra to normalne.

Myślałam, że kiedy inni traktują Cię NIE w porządku to jest ok i po prostu tak się zdarza.

Myślałam, że kiedy ciężko jest się komunikować w związku to znaczy, że tak musi być już zawsze.

Myślałam, że jeśli źle Cię traktują w pracy, to trzeba to tolerować, bo przecież może być gorzej.

Myślałam, że jeśli nie lubię swojego ciała, to przecież tyle robię i nic się nie zmienia to raczej nie da się z tym już nic więcej zrobić.

Padałam z bezsilności pięćdziesiąt tysięcy razy.

W pewnym momencie powiedziałam sobie, że już wystarczy.

Miałam dosyć osób, które mnie nie szanują, zamartwiania się o wygląd, który był ok, ale nie potrafiłam tego dostrzec, wiecznego zmieniania się, żeby zyskać okruchy dobrego słowa, aprobaty, uznania czy czegokolwiek innego co mogłoby dać ukojenie.

To była kręta i wyboista droga. Nawet bardzo.

Mijało kilka lat i wiedziałam, że nie spocznę dopóki nie zrozumiem skąd to wszystko się wzięło i nie zmieni się w środku to poczucie jak się czuję. Dzisiaj dziękuję sobie, że nie przestałam i nigdy nie przestanę zaglądać w swoje uczucia. Wreszcie udało mi się to o czym wcześniej tylko marzyłam.

Nauczyłam, zrozumiałam i poczułam czym jest MIŁOŚĆ DO SIEBIE.

Taka prawdziwa, niewymuszona.

Okazało się, że to nie ma nic wspólnego ze zmienianiem siebie z zewnątrz. Trzeba było zajrzeć do środka, do tego co ciągle było przykrywane makijażem, rzęsami, farbowaniem włosów, zakupami, dietami, ćwiczeniami, imprezami, alkoholem, papierosami.

Trochę to trwało, ale wiedziałam, że nie spocznę dopóki nie poczuję się ok w swojej skórze.

Chciałam poczuć się piękna.
Chciałam przestać się odchudzać i zmieniać.
Chciałam umieć przyjmować komplementy.
Chciałam odkryć to co lubię i w czym jestem dobra.
Chciałam umieć rozmawiać o uczuciach i komunikować swoje potrzeby.
Chciałam być odpowiedzialna za swoje życie i nie oddawać go w niczyje ręce.
Chciałam umieć stworzyć związek, który opiera się na szacunku i wsparciu.

Dzięki pracy z emocjami poczułam się dobrze w swoim ciele, przestałam się odchudzać, zajadać emocje, zmieniać niewiadomo po co. Przestało to mieć jakieś większe znaczenie.

NIE chodzi o to, że farbowanie włosów, zakupy, imprezy czy ćwiczenie na siłowni są złe. Chodzi o to, żeby zadać sobie pytanie z jakiej przestrzeni to robisz?
Czy robisz to z miłości do siebie?
Czy z chęci zmiany, zatuszowania jakiejś części siebie, której nienawidzisz?

Nie chodzi o to, na którym zdjęciu wyglądam lepiej czy gorzej. Na obu zdjęciach wyglądam dobrze, ale na zdjęciu po prawej nigdy się dobrze nie czułam. Kierowałam się ciągłą chęcią zmiany siebie i nienawiścią do swojego ciała i do tego przyciągałam adekwatnych ludzi w swoim życiu.

Teraz i jestem ładna i CZUJĘ się ładna. I to się nie zmieni obojętnie jak będę wyglądać. Wiesz dlaczego?

Bo piękno się CZUJE, w środku, tak głęboko, a nie się je ma czy kupuje.

Wiem, że Ty też jesteś piękna, a czy zawsze taka się czujesz? 🙂

Ściskam